- jesteś pewien,
że chcesz to zrobić? - Zapytałam siedząc w samochodzie.
-
człowiek nie ma żadnych wątpliwości żeby coś zrobić z miłości. My musimy być
razem, to jest jedyna rzecz, która mnie ratuje. - Powiedział i zapalił silnik.
Odjechaliśmy z pod mojego domu w pośpiechu. Moją miłość z Harrym nie popierał
mój tata w żadnym stopniu. Harry nie był zwykłym chłopcem. Mimo słynnego zespołu,
w którym jest miał doczynienia z mafią, policją, FBI. I to nie w dobrym
znaczeniu. Można powiedzieć, że był przestępcą. Mimo tego kochała go, lecz
nasza miłość jest zakazana jak miłość Romea i Julii. Codziennie słuchałam
wykładów ojca na temat Harrego. Miałam tego dość. Właśnie w tym dniu zadzwoniłam
do Harrego, aby uciec z nim na zawsze.
-, ale wiesz,
że mnie będą szukać. - Przerwałam ciszę.
- nie
obchodzi mnie to.. Po prostu chce z tobą być. Kocham cię i będę cię chronił
dopóki mnie nie zabiją. Jestem w stanie poświęcić wszystko, aby twój tata mnie
polubił. Lecz kotek, słuchaj, ja nie jestem czysty. Mam na koncie parę napadów,
kradzieży, porwań. Lecz to robiłem dla mafii. W końcu, kiedy im się
sprzeciwiłem zaczęli nasyłać na mnie policję. Moje życie to ciągła ucieczka. Przepraszam,
że cię w to wciągam. - Spojrzał mi prosto w oczy.
- Hazza
proszę, patrz na drogę. Ja sama tego chciałam. Mój tata jest potężniejszy niż
myślisz. On wszystko zrobi, aby mnie odzyskać. Nie znasz go do końca. Harry, on
cię szuka żeby cię zabić. On już nie chce cię wpakować do więzienia. Dla niego
więzienie to za mało. - Powiedziałam kładąc mu rękę na udzie.
- kocham cię...
- Odpowiedział. Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i
ujrzałam numer mojego taty. Odebrałam niepewnie.
- tak tato?
- Spytałam słodkim głosem.
- daj mi
tego skurwysyna do telefonu. - Powiedział a ja wykonałam jego rozkaz.
- słucham
pana.. - Powiedział ironicznie Harry.
- Nie
żyjesz. Już ja o to zadbam. Jeżeli nie oddasz mi córki do końca tego dnia
możesz się z nią pożegnać.
- to nie
mam nic do stracenia. Kocham pańską córkę. Nic tego nie zmieni. - Odparł Hazza.
Wyrwałam Harremu telefon.
- Tato,
to ja chciałam uciec.. Mam w dupie twoje słowa. Nie obchodzi mnie już nic. Nie
znajdziesz mnie i nawet nie szukaj, bo nigdy nie wrócę. Jeżeli zabijesz Harrego
ja się zabije. Rozumiesz.. Dowiedzenia tato.-Otworzyłam okno i chciałam wyrzucić
telefon.
- nie.. -
Krzyknął
- trzeba
się go pozbyć. - Odpowiedziałam w panice.
- nie w
taki sposób. Wyjmij baterie, kartę trzeba złamać. Inaczej nas namierzą. - Powiedział.
Zrobiłam wszystko, co mi kazał.
- A co z
telefonem. - Zapytałam.
- Otwórz
okno i żuć mi go pod koła.- Powiedział. Wyrzuciłam telefon i widziałam tylko
jak inne samochody go rozjeżdżają.
- a teraz
gdzie jedziemy. - Spytałam.
- do
Louisa.. - Powiedział Harry zjeżdżając z trasy na krętą uliczkę.
-
Przecież mój ojciec go zna. - Odparłam.
- nie do
tego Louisa, do innego. On nam zapewni nocleg, wyżywienie i możemy zostać u
niego jak najdłużej.
*Oczami
Harrego.*
Nie
wiedziałem czy dobrze robię wciągając [T.I] w to wszystko. Mogła ona mieć
lepsze życie. Ja już nie mam życia. Muszę się ukrywać, ale nie ona. Podjechałem
pod przyczepę Louisa. Zaparkowałem samochód przed przyczepą.
- koniec
wycieczki. Pocałujesz Hazze? - Zapytałem. Za moją prośbą dostałem soczystego
buziaka.
- A teraz,
co? - Zapytała.
- Teraz
to wysiądź, muszę jechać pozbyć się samochodu. Twój ojciec już go zna. - Powiedziałem
i odpaliłem silnik.
- Jadę z
tobą. - Nalegała. Nie mogłem się jej oprzeć. Wsiadła do samochodu.
-, Ale wiesz,
że później pieszo musimy wracać. - Powiedziałem odjeżdżając.
- i to mi
chodzi. - Powiedziałam. Jechałem polnymi drogami aż w końcu dojechałem do
zboczu góry.
- Teraz
wysiadamy. - Powiedziałem i szybko wysiadłem, aby zdążyć otworzyć [T.I] drzwi.
Polałem samochód benzyną, popchnąłem go lekko w stronę zboczu góry, wrzuciłem
zapalniczkę do środka samochodu gdzie był on polany benzyną i ze-pchałem. Widać było
tylko jak samochód stacza się z góry. Na końcu wybuchł.
- koniec
atrakcji. - Powiedziałem przytulając dziewczynę od tyłu.
- i co teraz.?
- Zapytała.
- teraz
wracamy do Louisa, on nam da kasę, samochód, przyczepę, w której będziemy spać.
Przepraszam, że będziesz musiała spać w przyczepie. - Pocałowałem jej czoło.
- Nic nie
szkodzi. A Louis ci to wszyto da.? - Zapytała.
- Tak.
Jest mi winien bardzo dużą przysługę. - Powiedziałem.
-, Jaką?.
- na
pewno chcesz wiedzieć.? - Złapałem jej rękę i prowadziłem polnymi drogami do
Louisa.
-
uratowałem go. Pomogłem mu uciec z paki, zmyliłem FBI i policję, wyczyściłem mu
konto, nie ma on żadnych przestępstw. A pieniądze ma, z napadu na bank.
- a sobie,
czemu nie wyczyściłeś konta. Moglibyśmy teraz być razem. - Powiedziała wtulając
się we mnie.
- przecież
jesteśmy. A sobie nie mogę. Próbowałem, lecz nie mogę. Dostałem się tylko na
konto Louisa, nie moje. Moje jej strzeżone. Mnie już nic nie uratuje. - Powiedziałem
gładząc ją po włosach.
*Oczami
[T.I]
Trzymając
się z Harrym za ręce szłam wtulona w niego. Cieszyłam się z życia. Wcale nie
przeszkadzało mi to, że muszę mieszkać w przyczepie lub, że on jest przestępcą.
Nic się nie liczy tylko nasza miłość. Gdy doszliśmy do przyczepy Louisa, Harry
wszedł po woli ciągnąc mnie za sobą.
- Siema
stary. - Harry przywitał się z wysokim brunetem.
- cześć.
- Powiedziałam krótko.
- Oj,
Harry, Harry. Coś ty narobił znowu, wiesz, że cię już szukają. Mówią o tobie i
jak mniemam o tej pięknej pannie. Wszędzie.
- Eeee. Tam.
Damy rade. Nie jest tak źle. - Powiedział spokojnie Harry.
- boję się
o ciebie. Lepiej uważaj na siebie i oczywiście na twoją śliczna dziewczynę.
Pamietaj jest, twoim dłużnikiem. - Powiedział wyciągając z kieszeni papierosy.
- A właśnie
w sprawie tego. Słuchaj potrzebuje trochę kasy, samochód i jakąś przyczepę. - Powiedział
Harry a ja w między czasie oglądałam wnętrze samochodu. Zauważyłam zdjęcie
Louisa z jakaś dziewczyna.
- hej,
Louis, co to za dziewczyna. - Zapytałam.
- Aaaaa..
To Sophie. - Zamilkł i schował twarz w dłonie.
-
powiedziałam coś nie tak? - Zapytałam Hazzy.
- później
ci powiem. Dzięki stary za pomoc. Trzymaj się. - Wyszliśmy z przyczepy i
ruszyliśmy w drogę.
- powiesz
mi, o co chodzi z Sophie. ? - Zapytałam
- Sophie
to była dziewczyna Louisa. - Odpowiedział.
- To,
czemu już nie jest, nie układało im się czy coś? - Zapytałam.
- nie,
nie w tym rzecz. On się kochali. Tylko raz Louis został złapany przez mafie,
strzelali do niego, lecz Sophie zastawiła go swoim ciałem. Dostała parę razy w
brzuch i klatkę piersiową. Stracił on Sophie jak i za równo Jamesa. Sophie była
w ciąży. Jednak podczas strzelaniny dostała w brzuch. Nie dało jej się uratować.
W ostatnim momencie ja przyjechałem zgrałem go przed mafią. Chciał już zostać zabity,
lecz nie pozwoliłem mu na to. Chcieliśmy kiedyś pokonać mafię, lecz jest nas za
mało. - Powiedział a ja wtuliłam się w niego.
- nie rób
nic więcej. Mogą cię zabić. A ja się ze stratą ciebie nie pogodzę. Sophie była
bardzo dzielna.
- i
głupia. - Wtrącił.
- jak to?
- mogła
żyć. Poświeciłam życie dla Louisa.
- Ja też
bym tak zrobiła. Kocham cię Harry. - Powiedziałam.
- Ja
ciebie też kocham. Nie przestanę. - Pocałował mnie w usta. Czułam się wspaniale.
Nic nie mogło tego zepsuć. Doszliśmy pod jakiś dom. Harry wszedł po garażu i
wjechał z niego nowym Bentleyem. Wydusiłam z siebie tylko "Wow”. Wsiadłam
do samochodu i spojrzałam na Hazze. On się tylko uśmiechnął. Dojechaliśmy do wzgórza.
Piękny krajobraz. Pomiędzy drzewami malutki domek.
- to
tutaj zaczniemy nowe życie. Tu jest wszystko. - Powiedział Harry. Gdy
dojechaliśmy do domku wysiadłam z pojazdu i szybko pobiegłam do chłopaka.
-
Dziękuje, dziękuję, dziękuję. - Wycałowałam go.
- Gotowa
na nowe życie u mojego boku? - Zapytał, gdy stanęliśmy przed
Drzwiami.
-
Oczywiście.
************
Może być? Starałam się..
Pisałam go od 6 do 9 rano.
Przepraszam za błędy.
Wczoraj nie dałam rady go napisać, szybko usnęłam.
Imagin podobny do teledysku Biebra dla
: @DomaDirectioner
Znowu nie mogę na TT jej znaleźć.
Może jutro pojawi się następny z Harrym ( to zależy od zamówień,
z kim Imagin jest)
Długo również myślałam nad skasowaniem bloga.
Jeszcze nie wiem, co zrobić.
A teraz życzę wam miłego śniadania, sprzątania albo po
prostu miłego dnia:)
Frugo
Maniaczka.